Czysta przyjemność. No bo nie ma chyba racjonalnego uzasadnienia dla tatuaży dziecięcych? Pamiętam, że jak w dzieciństwie zdobyło się tatuaż to ho, ho, ho! – było to wydarzenie towarzyskie z rodzaju „paczka z Ameryki”. No ale moje dzieciństwo było dawno temu. W tatuażach Mus Mus ujęła mnie najwyższej klasy estetyka. To mogłyby być ilustracje w dobrej, dziecięcej książce. Klara tak się nimi zachwyciła, że część kartoników „oszczędza” do szkoły. A ja odnotowałam w swoim notesie z pomysłami na prezenty dla dzieci, że jest to cudny patent na upominek, który można wysłać… listem.

WIEK: 3+
CENA: 32 zł
DLA KOGO: dla wszystkich
OCENA: No śliczne są, co poradzę?

Tatuaże są w czterech wersjach, znajdziecie je TUTAJ. Kolory mogą sugerować, że są chłopięce i dziewczęce, ale właściwie prawie wszystkie wzory to uniseks. Jak się trafi fragment różu, to zawsze może wykorzystać go mama. No i wszystkie zestawy są piękne, choć Klara utrzymuje, że najpiękniejszy z sową oczywiście.

Zestaw to sześć kartoników, a na nich pękne pod względem graficznym i kolorystycznym obrazki w różnym formacie. Tatuaże są zmywalne, nietoksyczne, a producent obiecuje, że przetrwają 3-5 dni.

UWAGA TO WAŻNE! 10 proc. ze sprzedaży każdego zestawu trafia do Fundacji Dzieci Niczyje walczącej z przemocą wobec dzieci.

Co do trwałości to na przykład magiczny króliczek na nodze Klary przetrwał kilka dni, w tym weekend z kąpielami w rzeczce i lekcją pływania na basenie. Nieco zblakł, ale nadal widoczny.

Nie ukrywam, że tatuże Mus Mus to takie nasze odkrycie „przy okazji”, bo głównym jest luksusowa pościel z sową (mają różne wzory, ale dla Klary nie mogło być innego niż nocny skrzydlak). Pościel pokażę niedługo, ale trochę potrwa zanim będę wiedziała jak przeszła testy prania – Klara jest nią tak zachwycona, że odłożyła ją do „swojego, nowego pokoju”, który to dostanie pewnie dopiero za rok. A ponieważ pierwszy element wystroju już czeka, to bardzo możliwe, że do pościeli będziemy dobierać resztę.