Duża część mojego macierzyństwa to czysta przyjemność – szukanie dobrych książek dla dzieci. Jak znajdować dobre książki? Gdzie? Skutecznym sposobem jest wypisanie najlepszych wydawnictw dla dzieci i regularne sprawdzanie ich nowości. Na mojej liście jest na przykład wydawnictwo TADAM. Dziś pokazuję m.in. ich nowość, której jestem patronem, ale też dwa tytuły do spersonalizowania – Twoje dziecko jest bohaterem książki (!).
Poprzedni zestaw dobrych książek z Wydawnictwa TADAM pokazywałam tutaj KLIK >> NOWOŚCI Z TADAM, a tu zobaczycie pierwsze kartonowe komiksy dla dzieci KLIK >> PIERWSZE KOMIKSY DLA DZIECI.
CZTERY SEKRETY POZNANIA LITER I NUT – PATRONAT ZABAWKATORA
Linas Kontrimas, Ingos Dagilés, format: 25,5 × 21,5 cm, stron: 38, oprawa: twarda,
cena: 35 zł (w wyszukiwarce cen pod zdjęciami od 20,26 zł)
Pamiętacie, jak to było, gdy nie znaliście liter? Jakie to uczucie patrzeć na tekst w książce? Przypominał Wam robaczki? Mnie wydawało się, że to wzorki ułożone misternie z maku. A co widzieliście w głowie, wypowiadając abstrakcyjne wyrazy? Moje, nawet te codzienne, wyglądały bardzo dziwnie.
Na przykład byłam przekonana, że imię „Ania” to pomarańczowa landrynka w kształcie cząstki mandarynki. Może ktoś pamięta te landrynki? Jakieś 40 lat temu były w sklepach właśnie o tym kształcie i kolorze. Ale pewnego dnia moja zaskakująca Babcia Rozalia podczas robienia klusek do rosołu (Tak, wtedy to się nazywało kluski i robiło się je w domu, susząc wielkie placki poprzez rozkładanie ich na narzutach łóżek. Nie, nikt nie umarł.), no więc Babcia Rozalia nauczyła mnie pisać moje imię palcem w mące na stolnicy. Tak otworzyła mi oczy na słowa. Choć odebrała wizję landrynki.
Po co zanudzam Was takimi przedpotopowymi historiami zamiast pisać o książce?
Bo od tego powinniśmy zaczynać każdy dzień z przygodą, jaką jest wychowywanie dzieci. Od przypomnienia sobie, jak to jest być dzieckiem! I książka „Cztery sekrety poznania liter i nut” właśnie mi o tym przypomniała. Bo jest to opowieść dla dzieci, które jeszcze nie znają zapisu dźwięków, które – gdy coś słyszą – wyobrażają sobie landrynki, pestki, żuczki, ciepły policzek taty czy łaskotliwe włosy mamy. Jak wytłumaczyć im, że to wszystko zostało uporządkowane i zapisane, by ludzie mogli porozumiewać się między sobą znakami?
Wystarczy przeczytać im tę książkę. Nasi litewscy sąsiedzi napisali rymowany, prosty, klarowny tekst, dzięki któremu dziecko zrozumie jak to jest, że rodzice z tych małych nieatrakcyjnych zawijasów (gdzież im do ilustracji, na których wszystko widać!), odczytują wciągające historie. Na wyklejce znajdziecie polski alfabet a w środku, duże, proste, budowane wesołymi plamami ilustracje. Jest słonecznie, przyjemnie, dziecięco. Trochę jak w starych podręcznikach. Dziecko dowiaduje się, czym są litery, czym nuty, dlaczego w różnych krajach wyglądają inaczej, gdzie mieszkają i co można z nimi zrobić. To jedna z tych dobrych książek, które przydają się jeszcze PRZED rozpoczęciem nauki czytania.
Rarytas dla przedszkolaków. Przeczytanie tej książki dziecku to chyba najprostszy sposób, żeby rozbudzić w nim fazę wrażliwą na naukę literek. A może nut?
DUSZAN
Antonina Todorović, Dorota Wojciechowska, format: 17 × 22 cm, stron: 65,
oprawa: twarda, cena: 36 zł (w wyszukiwarce cen pod zdjęciami od 21,99 zł)
Kiedy jest za dużo dobrego, to nigdy nie wiem, od czego zacząć.
To może od początku, czyli okładki? To jedna z najlepszych okładek polskich książek dziecięcych w ogóle, nie że roku czy dekady. W środku jest równie dobrze i piszę to ja – przeciwniczka pucołowatych policzków na ilustracjach. Dorota Wojciechowska przygotowała piękne rysunki w tej publikacji. RYSUNKI, bo tym właśnie są te obrazki, co warto docenić – widać w nich odręczny rysunek. Mistrzostwem jest oczywiście okładka i ilustracja zamykająca książkę, ale to dlatego, że są to kadry wyjęte z wyobraźni, pozwalające opowiadać szerzej historię opisaną w tekście. W środku znajdziecie bardziej realistyczne ilustracje.
Antonina Todorowić opowiada prostą historię o wakacjach dwóch braci, Duszana i Janka, którzy wyjeżdżają na wakacje do babci. Zalesie, cała okolica, dom babci i sama babcia wprowadzają totalny chaos w poukładane życie chłopców. Oto okazuje się, że w starym domu nie obowiązują żadne zasady, a czas jest pojęciem względnym. Nikt nie zmusza do jedzenia, nie ma ustalonych zajęć, brak zakazów i nakazów. Chłopcy muszą nagle sami zorganizować swoje dni, ale też wziąć odpowiedzialność za to, co robią. Tak w domu bez gier i telefonów bracia odkrywają smak przygody. A Duszan również jedzenia bez przymusu.
Klara, lat osiem, w opowieści najbardziej skoncentrowała się na tym, czy chłopcy zrealizują wyzwanie postawione przez babcię (musicie sami przeczytać). A Aleksemu podobało się wysłanie bohaterów na wakacje do domku, który sam był jak podróż w czasie. Ja cenię tytuł za zwrócenie uwagi czytelników w kierunku przyrody i swobodnego spędzania czasu. Podobają mi się też elementy fantasy.
W ogóle bez sensu zawracam Wam głowę, bo mogłabym całą recenzję napisać tak: „Chcesz zwrócić swojemu dziecku dzieciństwo, które odebrał mu gwałtowny rozwój cywilizacji ostatnich dwóch dekad? Przeczytaj z nim historię Duszana”.
I jeszcze jedno – to nie jest książka o tym, że musisz od razu puścić dziecko samo do lasu – nie zawsze jest to dobry pomysł, patrz: Jaś i Małgosia, Czerwony Kapturek. To jedna z dobrych książek o tym, żeby dać dziecku czas na dzieciństwo.
BURZE KUCHENNE I BESTIE BEZSENNE – PAKIET DOBRYCH KSIĄŻEK W WERSJI „DZIEWCZYNKA” I „CHŁOPIEC”
Daniel Chmielewski, Maciej Łazowski, format: 15,4 × 21,7 cm, stron: 37, oprawa: twarda,
wiek: 5+, cena 24 zł (w wyszukiwarce cen pod zdjęciami od 14,75 zł)
Powinnam napisać tu o praktycznym zastosowaniu książki wśród rodziców przedszkolaków – tych, którzy mierzą się z różnymi codziennymi sytuacjami, i to mierzenie wygląda jak walka torreadora z rozwścieczonym bykiem. Przy czym bykiem jest przedszkolak, a rodzic? Nie wiem. Nie do końca wyszło mi to porównanie, ale mam nadzieję, że rozumiecie, o co chodzi. Jeśli Wasz przedszkolak godzinę zakłada jeden but i warczy, to ta książka będzie bardzo pomocna.
Nie książka, a zestaw dobrych książek, bo mamy – i o tym też powinnam napisać – do czynienia z rewelacyjną formą. Oto książka do personalizowania. Czyli zamiast imienia głównego bohatera mamy zostawione miejsce. Dziecko może przeczytać/wpisać imię dowolnego bohatera: siebie, brata, koleżanki itd. Stąd dwie wersje – dla dziewczynki i dla chłopca. Różnią się kolorami i minimalnie treścią, ale opowieści znajdziemy w nich identyczne.
To skoro już napisałam to, co wypadało, i co każdy szanujący się recenzent napisać powinien, przejdę do tego, co napisać miałam ochotę i co wydaje mi się najważniejsze. To doskonałe książki do zabawy. Przyjemne, brawurowo opowiedziane historie. Z elementem absurdu i czarnego humoru, który w naszym domu sprawdza się najlepiej. Dobrze napisał to Daniel Chmielewski i przyjemnie rozrysował Maciej Łazowski. Brawo za kolory okładek. Wszystko się klei, wszystko gra. Dziecko nie wyczuje żadnego dydaktycznego posmaku, za to przyjemnie spędzi czas.
No i wystąpi w książce! Będzie szykować się do przedszkola. Ale kochani! Co to za szykowanie, kiedy mama się guzdrze, bo niedźwiedź, bo ptaki ciągnące za włosy, bo żyrafowa rzeźba. Będzie szykować się spać. Nuda? Nie, gdy tata wspomina młodość, którą spędził jako wilkołak. Będzie sprzątać. Albo i nie. Kto wie, co się stanie, gdy tacie wyczerpią się baterie, a w domu szaleje burza!
Polecam szczególnie dla dzieci, które kręcą nosem na czytanie.
PODRÓŻ DO WNĘTRZA UCHA
Izabela Michta, Marzena Wiśniewska, format: 17,3 × 24,2 cm, strony: 40, oprawa: twarda,
wiek: 6+, cena: 36 zł (w wyszukiwarce cen pod zdjęciami od 21,99 zł)
To książka, którą bardzo chciałam pokazać, bo napisała ją jedna z Zabawkatorowych mam – czyli czytelniczek Zabawkatora, którą możecie czasem u mnie spotkać w komentarzach, Iza Michta – pozdrawiam serdecznie.
Głównym motorem akcji jest znalezienie przez pchełkę Lusię przyjaciela dla samotnego ślimaka, Joachima. Lusia wyrusza z bratem w pełną przygód wyprawę po ślimaka, który ukrył się w uchu gajowego. I tak wraz z pchlim rodzeństwem czytelnik przemierza całe ludzkie ucho i poznaje jego budowę – przekrój narządu, tak jak mapa przygody, jest rozrysowany na wyklejkach w książce. Każda przygoda ma numerek, co pozwala odnaleźć położenie bohaterów w uchu. Iza Michta napisała tę opowieść tak sprawnie, że czytelnik koncentruje się na zadaniu bohaterów – znalezieniu ukrytego ślimaka i przyjaciela dla smutnego Joachima. Przy okazji zupełnie niepostrzeżenie dziecko poznaje uniwersum, czyli ludzkie ucho.
Ta książka to dobra opowieść i ciekawa pomoc dydaktyczna w jednym. Z przyjemnością czekam na kolejną porcję dobrych książek autorstwa Izabeli.
Co z ilustracjami? Kiedy studiowałam architekturę i przyniosłam do korekty pewien projekt, to pan profesor zamiast robić korektę i wskazać, co jest nie tak, popatrzył i bez żadnej złośliwości powiedział: „Coś tu nie poszło. Proszę spróbować jeszcze raz”. I udało się. Przy następnym podejściu dostałam 4,5, co było bardzo dobrą oceną. Wcześniej zwyczajnie nie wyczułam tematu. I dziś przekazuję tę poradę ilustratorce. Coś tu nie poszło. Proszę spróbować jeszcze raz.
bomboweee 😉 <3 padłam jak zawsze u Ciebie same wspaniałości 😉 <3 Uwielbiam Cię 😉 <3