Praska do kwiatów okazała się idealnym zajęciem dla Klary. Kreatywnym, edukacyjnym, rozbudzającym miłość do przyrody i wyczucie estetyki. Oj no dobrze, przyznaję – głównie urzekło mnie to, że przyrodniczym zestawem moja sześciolatka bawiła się całkowicie SAMA.
Wiek: 4+ (z pomocą rodzica), 5+ dziecko może już bawić się całkiem samo
Cena: 34,90 zł
Dla kogo: Bardziej dla dziewczynek, choć nie wykluczam zainteresowanych chłopców
Ocena: zdecydowanie polecam, zabawy w kompozycje z kwiatów mają tyle zalet, że nawet nie dajemy sobie z tego sprawy
„Suszone kwiaty” to zestaw z małą, kilkuwarstwową praską dla kwiatów i kompletem tekturowych zakładek, pudełek do złożenia, kart okolicznościowych, przygotowanych do zdobienia. Jest też klej typu stolarskiego (po wyschnięciu jest przejrzysty) i pędzelek.
Praska o wielkości 10x10cm składa się z kilku warstw tektury przekładanych papierem i czterech śrub z nakrętkami „ze skrzydełkami”. Działa na tej samej zasadzie co każda inna praska. Przy okazji przypomnę, że do prasek drewnianych też trzeba wkładać papier, bo tylko papier odbiera wilgoć od liści czy kwiatów i ułatwia ich ładne schnięcie. Mogą to być zwykłe kartki z drukarki.
Klarze zestaw spodobał się od chwili, kiedy go dostała. Już w drodze z przedszkola wypatrywała kwiatków. Dziko-dostępnych, żeby nie było, że włamywałyśmy się na podwórka czy pustoszyłyśmy miejskie klomby. Samo to było przyjemne i wydłużyło nasz powrotny spacer z 30 minut do prawie godziny.
DYGRESJA SPACEROWO-CZASOWA
Możecie nie czytać i iść od razu akapit niżej, bo będzie trochę nie na temat.
Kiedyś bardzo mnie stresowało jak Klara miała jakieś wizje czasu po-przedszkolnego. A to chciała zajrzeć na plac zabaw, to do sklepu na drugim końcu miasta po naklejki co jej obiecałam miesiąc temu, albo zwyczajnie szła noga za nogą śpiewając i eksplorując każdą kałużę, patyczek, listek, psiaka za ogrodzeniem i latające piórko. A ja w wyobraźni widziałam nieugotowany obiad i rodzinę konającą z głodu. Albo niedokończony tekst. Albo zaległy telefon wymagający notowania. Itd.
Rozwiązanie były bardzo proste – zaczęłam wpisywać w rozkład dnia „czas powrotu z przedszkola” na 16.00-18.00. I wszystko do tego dopasowywać. Początkowo było ciężko, ale teraz już się z tym ogarnęłam. Spokojnie ślimaczę z Klarą noga za nogą, skręcam, nadkładam drogi, czekam aż pożegnalnie pobiega z koleżankami pod przedszkolem, zwiedzam oba place zabaw, co je mamy po drodze. Widzę jak niektórzy rodzice patrzą na to niespieszenie się z miną „ona to ma na wszystko czas”. No faktycznie może tak to wyglądać. Ale prawda jest taka, że czasu mi nie przybyło, tylko trochę zmieniłam rozkład dnia.
No dobrze, bo już zapomnieliście, że wpis jest o prasce do kwiatów. Przy okazji: suszenie roślin to chyba jedna z tych rzeczy, którą znamy z dzieciństwa i przypominamy sobie jak mamy własne dzieci?
Tak więc Klara nazbierała kwiatów, rozpakowała zestaw i nie czytając wskazówek zrobiła wszystko intuicyjnie. Złożyła praskę, umieściła kwiaty, skręciła, przygotowała zestaw kart, zakładek i kopert do zdobienia. Następnego dnia użyła lekko podsuszonych kwiatów do wyklejenia kompozycji dla swojej najlepszej przyjaciółki. Wszystko zrobiła sama, o nic nie pytała, pochwaliła się tylko swoim dziełem. Oczywiście proponowałam jej, żeby poczekała aż kwiaty NAPRAWDĘ wyschną, a nie tylko przyjmą formę zmiażdżoną, ale która sześciolatka przejmowałaby się takimi drobiazgami.
Gdyby kwiaty miały szansę wyschnąć całkowicie, to można by całą kartkę/zakładkę zabezpieczyć naklejając folię samoprzylepną (mój stary sposób bo od lat nie kupiłam laminatora).
Prasa zachęciła Klarę do poszukiwania kwiatów, poznawania ich nazw, rozbudziła jej samodzielność, wrażliwość estetyczną, poprawiła umiejętności manualne. Przykuła uwagę do przyrody i zmian zachodzących na wiosnę. Czyli bosko.
DYGRESJA SZKOLNO-LISTNA
Myśleliście, że już koniec wpisu? A nie. Jeszcze podzielę się spostrzeżeniem szkolnym. Otóż, kiedy jesteście rodzicem ucznia, pamiętajcie, żeby suszyć liście. Suszone liście przydają się przez całą szkołę (Aleksy miał prace plastyczne z liści nawet w pierwszej klasie gimnazjum). Na początku, kiedy jeszcze nie miałam doświadczenia w byciu rodzicem szkolniaka, dałam się oczywiście zaskoczyć kilka razy w niedzielę ok. 22.00 informacją, że „na juro potrzebne są wysuszone liście”.
Ale potem zmądrzałam i na każdym jesiennym spacerze żądałam zbierania pięknych okazów. Wzięłam starą kartonówkę, wielką i wyjątkowo brzydką – do czegoś ją dodawali w markecie – i układałam liście i wsuwałam pod chlebak. Mam tak do tej pory. Mówię Wam: suszone liście przydadzą się ZAWSZE. Nie dość, że mogą leżeć i rok i dwa. To jeśli przypadkiem nie będą potrzebne do zielnika, czy pracy na plastykę lub technikę, dziecko może wykorzystać je do zabawy w domu.
Bardzo fajny pomysłowy gadżet!! Znów kolejna rzecz która przyda się do nauki jak i do szkoły a nawet w zbieraniu suszkow do zielnika ps. Pamiętam z dzieciństwa taka zabawę jak byłam mała to zrywalysmy z sisotra płatki albo paczki kwiatów robiliśmy z nich obraz tzn. Suszylysmy i kladlysmy na nie szkiełko fajna zabawa a takie obrazy kwiatowe hmm bajka na ścianę w pokoju
Super wspomnienia i świetna zabawa. Mam gdzieś dwa prostokąty pleksi, może zrobimy z Klarą też takie obrazki, to fajny sposób na spędzenie kolejnych godzin na dworze 🙂 A dziś tak mało się spędza czasu na powietrzu – kurcze, jak byłam dzieckiem bawiłam się w ogrodzie do zmroku, to moje najlepsze wspomnienia 🙂
Ania
To jeden z najciekawszych wpisów na blogu, ale bynajmniej nie z powodu opisywanej zabawki. Powiem więcej, kupna prasa do kwiatów wydaje mi się zbędnym akcesorium, bo przecież równie dobrze można ususzyć kwiaty – jak to się zawsze (?) robiło – między stronami opasłych tomów. Albo między książkami, żeby nie narażać na zabrudzenie stron książki. Nie potrzeba tu żadnych wkrętów a jedynie parę pozycji z biblioteczki. Niewątpliwym plusem gotowej praski jest parę dodatków, dzięki którym łatwiej stworzyć od ręki kartkę okolicznościową, ale piękne zauszone okazy równie dobrze wyglądałyby na czystej kartce z bloku technicznego. Ale i tak nie o tym chciałam napisać!
Aniu, bardzo lubię Twoje dygresje 🙂 Nie, i znowu nie tak… Ja je UWIELBIAM! 🙂
Serdecznie pozdrawiam i… postanawiam poprawę: w tym roku nazbieram tyle liści, ile się tylko da!
Haha, koniecznie zbieraj 🙂 Jak się nie przydadzą w przedszkolu, czy potem w szkole, to świetne materiały do „pracy” w domu. Próbowałyście kiedyś malować na liściach? Plamki, ciapki, paski, albo sam kontur? Moja siostra mnie tego nauczyła, ona jest dizajnerką i wymyśla piękne zabawy, Klara je wielbi, moje idą wtedy w odstawkę.
Duże liście pomalowane zwykłymi farbami plakatowymi, albo nawet tylko białą wyglądają zjawiskowo! Polecam 🙂
A co do praski, to my też suszymy w książce wszystko, ale tu podobały mi się te pudełeczka do zdobienia i dodatki, naprawdę super sprawa. Jakbym miała kupować jakiś ładny, gruby papier i sama robić to… hmm… mogłoby to chwilę potrwać, powiedzmy ;>
Ale nawet nie o to chodzi, mnie się ten zestaw podoba na prezent. Nie jest drogi, a jeszcze ma misję, z którą się zgadzam. Zresztą sporo zestawów tej firmy 4M wykorzystaliśmy z Aleksym i przeważnie byłam z nich zadowolona.
Pozdrawiam, Ania