ALEKSY: Poznajcie Agnieszkę Kwiecińską, która stworzyła polską markę MIUKI, czyli moje ulubione fotele/pufy. Podczas tej rozmowy najbardziej spodobały mi się MIUKI, które pojechały w świat na dachach samochodów, ale też skakały ze skał i pływały w oceanie! W rozmowie przeczytacie o powstaniu firmy, czy Miuki lubią się przytulać i w co bawiła się mała Agnieszka. Zapraszam.
O tym dlaczego mam pufy zamiast foteli w moim nieduży pokoju pisałem TU, a o tym jak 3 lata temu wygrałem swojego pierwszego Miuka pisałem TU. A jak klikniecie w ten link KLIK KLIK to sami znajdziecie się w świecie Miuków.
Skąd miała Pani pomysł na taki fotel i czy był pomyślany dla dzieci czy dla dorosłych?
Najpierw pojawiła się moja córka Miłka, wtedy doświadczyłam wielu braków w jej dziecięcej przestrzeni. Chciałam to zmienić i wymyśliłam Miuki. Historia jest całkiem zwyczajna, więc nie będę całej opowiadała. Skończyło się na tym, że z małą Miłką „na plecach” uczyłam się szyć na maszynie i w ten sposób, powoli, tworzyłam kolejne wzory Miuków.
Było ich sporo, nie wszystkie zrealizowałam. Ale ważne, że wtedy koleżanka namówiła mnie do wzięcia udziału w konkursie, w którym nagrodą były pieniądze na start własnej firmy. Zostałam laureatką i tak się zaczęło. Raz było fajnie raz nie – jak w życiu.
Miuki pojawiły się na świecie z powodu Miłki, ale kiedy je szyłam, od razu konstruowałam takie same dla dorosłych. Na przykład małe KOKO i duże JAJO, albo mała LULA i duże LULU.
Skąd nazwa pufy?
MIUKI powstało z przetworzenia imienia mojej córki, która ma na imię MIŁA, ze zdrobnieniem Miłka. Czyli „pufy Miłki”, ale z powodu konieczności użycia polskich liter zostało „pufy MIUKI”. Okazało się, że wielu osób ma problemy z odmianą tego słowa, dlatego zrobiliśmy nawet ściągawkę w postaci tabelki z odmianą.
Czy więcej Miuków jest kupowanych dla dorosłych czy dla dzieci?
Tak dokładnych danych nie mam, wiem, że Miuki są kupowane dla dorosłych i dla dzieci. Za to jak już jeden Miuk pojawia się w domu, to często kupowany jest kolejny ponieważ każdy chce mieć swojego.
Ile Miuków ma Miłka? Czy sobie je zmienia? Bawi się nimi? Ja bym tak robił jakbym miał dużo Miuków.
Mamy w domu 4 Miuki. W salonie mieszkają 3 wielkie. Nie mamy kanapy – czytamy książki, oglądamy filmy, uczymy się, patrzymy w niebo, zawsze z perspektywy Miuka Każdy ma swojego. Miłka ma niebieskiego, najmilszego w świecie, włochatego. Mój jest taki sam, tylko zielony. Nasze Miuki wyjątkowo lubią się przytulać, więc korzystamy z tego nieustannie.
Miła ma jeszcze jednego w pokoju, ale on jest Miukiem mniejszym, gościnnym.
Oczywiście, kiedy wpadają znajomi Miłki to pufy ogarnia szał – leżą porozkładane po całym domu, wokół pieni się ocean, w którym pływają rekiny – robią wszystko, co tylko można sobie wyobrazić.
Które Miuki są przygotowane specjalnie dla dzieci? Które wzory lubi Pani najbardziej?
Według mnie najfajniejsze są duże Miuki, bo dają więcej możliwości zabawy czy wypoczynku. Można się na nich zatopić w marzeniach, popływać jak na statku, poleżeć, poczytać. Dają też pretekst do wspólnych zabaw i czytanek w towarzystwie mamy, siostry czy kolegi.
Lubię Miuki prostokątne, które wyglądają na wielką poduszkę. Moim zdaniem są najwygodniejsze. Pewnie dlatego, że ja w ogóle lubię proste rzeczy.
Czy Miuki w swojej karierze robiły jakieś nietypowe rzeczy, np. zagrały w filmie, albo gdzieś popłynęły?
Trudno uwierzyć, ale Miuki były na Złombolu – na Facebooku są zdjęcia z całej przygody w galerii pod tytułem „Złombol”. To taka wyprawa starych samochodów w świat – na ich dachach jeździły Miuki. Naprawdę wiele przeżyły. Zwiedziły kawał Europy, nawet pływały, może nie najlepiej, ale próbowały. Ich próby możecie zobaczyć na zdjęciach pod wywiadem, ale zapraszam do galerii na FB, naprawdę warto obejrzeć cały album z wyprawy.
Miuki lubią czuć się jak gwiazdy, dlatego często występują w filmach reklamowych. A ostatnio brały udział w filmie pełnometrażowym, ale jeszcze nie możemy zdradzać tytułu.
Czy pamięta Pani pięć ukochanych zabaw z dzieciństwa?
Czy miała Pani ukochaną zabawkę?
Najfajniejsze to były: gra w gumę, gra w państwa i miasta, no i nieustanne wiszenie na trzepaku. Ale tak naprawdę, to najbardziej lubiłam ROBIENIE WIDOCZKÓW – moje ukochane zajęcie, które polegało na tym, że kopało się maleńki dołek, układało kompozycję z kwiatów, listków, kamyków i innych śmieci z podwórka typu sreberko z cukierka, potem tę kompozycję przykrywało się kawałkiem znalezionego szkła i zasypywało ziemią. Trzymało się to w tajemnicy i pokazywało tylko wtajemniczonym. Na przykład przyprowadzałam koleżankę i odkopywałam spod ziemi kolorowy obrazek pod szkłem. To było WOW, wspaniałe uczucie! W ogóle nasze dziecięce życie toczyło się na podwórku, to było piękne. Teraz jest inaczej, wszystko pod kontrolą. Dzieci siedzą więcej w domu.
Moja ulubiona zabawka nie była moją osobistą, ale jak się do niej dorywałam, to nie mogłam przestać. To był KALEJDOSKOP. Tekturowa rurka, która w środku miała kolorowe kawałki szkiełek czy innych drobiazgów i zestaw lusterek. Po przekręceniu wszystko to zmieniało się w bajkowe wzory, które nigdy się nie powtarzały. Fascynujące. Pamiętam jak dziś.
Dobre są te do wody!! I wyglądają świetnie