NIE JESTEM ZWIERZOLUBNA, WIĘC SKĄD TA CAŁA FAUNA W DOMU?

Jak coś uratujesz, to robisz się za to odpowiedzialny” – powinnam sobie zrobić taki tatuaż na dłoni, żeby pchał mi się w oczy, jak tylko wyciągam rękę po zagubioną duszyczkę. A raczej ciało. Pierzaste, sierściaste, kolczaste. Z którego rzeczona duszyczka PRAWIE już odleciała. Nie mogła odlecieć na amen, bo oczywiście oto pojawiam się ja, łaps duszyczkę za nogi i ratuję. Pomagam zwierzętom. A potem? No potem oczywiście jestem na siebie zła, bo mam na głowie kolejnego podopiecznego.

Pomagam zwierzętom wcale nie dlatego, że jakoś specjalnie się do tego wyrywam, umiem, czy czuję misję. Po prostu tak już jest. Pomagam, że tak się wyrażę, twarzą w pysk, czy też w dziób, a nie poprzez dokonanie wpłaty na schroniska, ani wirtualne krojenie serc makabrycznym zdjęciem na FB.

Wyjaśnię, że nie ma we mnie nic z Matki Teresy. Nie jestem też psiarą, ani kociarą. Przeciwnie – przerażają mnie domowe mini zwierzyńce, czyli mieszkania, w których razem z ludźmi żyje więcej niż jeden pupil. W dodatku jestem alergiczką uczuloną na masę elementów zewnętrznych zwierząt.

Sama przez całe swoje życie miałam dwa psy i jednego chomika. Dopieszczone, zadbane, kochane, ale jednak nie chadzały ze mną na imprezy, ani nie spały w łóżku. Czyli jak już mam zwierzę to je kocham, do innych mój stosunek jest przyjacielsko-niezobowiązujący.

Pomagam zwierzętom. Ania OKa

PODĄŻAJ ZA BIAŁYM KRÓLIKIEM

Problem w tym, że zwierzęta, jak tylko są w potrzebie, to zamiast leźć do dobrych ludzi, którzy przeogromnie je kochają, przyłażą do mnie. Serio, zero instynktu przetrwania, ponieważ ja jestem zdecydowana je ignorować. Ale próbowaliście kiedyś zignorować małego kota bez nogi? No właśnie.

Nie lubię kotów. Bardzo. Po pierwsze: różnica charakterów. Po drugie w ich towarzystwie zaczynam płakać, kichać i mam trudności z oddychaniem. Ale kiedy los postawił przede mną małego, brzydkiego, poranionego kota, nie przyszło mi do głowy, że mogłabym go zostawić. Zbrzydzona, na krawędzi wymiotów, przerażona możliwymi chorobami i trudnościami, zabrałam szkaradztwo do domu. W kilka tygodni doprowadziliśmy kota do stanu ozdrowienia– noga oczywiście mu nie odrosła. Dopieściliśmy, bo przecież to był dzieciak jeszcze. Po czym znalazłam mu dobry dom.

Przy okazji powiedziałam sobie milion razy „Nigdy więcej!”. Więcej nie pomagam zwierzętom! A potem jakoś już samo poszło. „Nigdy więcej!” powtarzałam sobie siedząc na środku ulicy przy potrąconym psie, omijana, a nawet otrąbiana przez sznur samochodów. „Nigdy więcej!” warczałam na wściekłego burka, do którego przedarłam się przez siatkę z drutem kolczastym, żeby odwiązać mu łańcuch zaplątany kilka razy dookoła szyi. Zaznaczam, że miałam na sobie białe spodnie. „Nigdy więcej!” dusząc się z alergii świergotałam do chorego chomika, który dosłownie spał na mojej piersi, bo uspokajało go tylko bicie serca.

Moje ulubione „Nigdy więcej!” miało miejsce niedawno. Wracałam do domu o zmierzchu i nagle drogę przebiegł mi śnieżnobiały, długowłosy króliczek. Poczułam się „o jeden drink za daleko”, ale wiedząc do którego z sąsiadów zwierzę należy i że raczej nie pożyje za długo na wolności, pognałam za nim. Małe bydlę przeciągnęło mnie przez całą ulicę, peryferie, aż do parkingu z ogromnymi wywrotkami. Naturalnie, że musiałam się po niego wcisnąć nocą, w błoto, między wielkie koła, inaczej cała zabawa w Matrix nie miała by sensu.

JACK SPARROW I INNE PTACTWO

Pomagam zwierzętom. Gołębie. Ania Oka, Zabawkator

Pomaganie zwierzakom domowym, to tylko margines „nagłych” przypadków. Większość stanowią ptaki. Nie jestem w stanie zliczyć, ilu skrzydlatych pacjentów przewinęło się przez nasz dom. Prawie wszystkie to pisklęta przynoszone przez moją Mamę, czyli kobietę, która najchętniej pomogła by całemu światu.

W naszych statystykach przodują jerzyki, wróblowate i gołębie. Ptaki wychowujemy kilka dni, czasem tygodni. Łapiemy muchy, pilnujemy ciepła termoforów i biegamy po ogrodzie w ramach nauki latania (nie pytajcie). Oddzielnym wyzwaniem okazało się zwracanie ptaków naturze. Jeśli nie potrafimy zrobić tego sami, pisklęta oddajemy w ręce specjalistów z warszawskiego Zoo.

Na zdjęciu dzieci z jedynym z naszych jeżyków – na koszulce Aleksego.

OKA_pomagam_maly_jezyk_na_koszulce

A o tym jak wprowadził się do naszego domu jeż (poważnie, musieliśmy używać do niego specjalnych rękawic), o dokarmianiu ptaków i budkach w ogródku możecie doczytać na Foch.pl

dziewczyny_i_jez

parapertowa

3 komentarze do “NIE JESTEM ZWIERZOLUBNA, WIĘC SKĄD TA CAŁA FAUNA W DOMU?

  1. Sam mam kota, albo kot ma mnie 🙂 Ale primo: rozumiem alergiczne uwarunkowanie nieposiadania zwierza w domu. Secundo tym bardziej podziwiam Twoją realną pomoc dla zwierzaków. Szacunek! Moja lista bohaterskich czynów na rzecz zwierząt jest o wiele mniejsza, ot jakiś kot zdjęty z drzewa, dokarmione zimą ptaki.
    I tak sobie myślę, że Aleksy i Kla nabierają o wiele większej wrażliwości w takich 'szpitalnych warunkach’ niż tylko zajmując się stałym lokatorem. A ten biały królik to poezja… 🙂

  2. Uśmiałam się i rozczuliłam 🙂

  3. I jaką szkołę dajesz dzieciom – dla mnie to najważniejszy aspekt. U nas ciasno, w bloku, mąż przeciwny zwierzakom, ja też bez entuzjazmu, ale w końcu chyba do nas ktoś trafi – po to, żeby dzieci wiedziały jaka to odpowiedzialność

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Website

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.