Szkoda, że nie widzieliście mojej miny jak rozpakowałyśmy z Klarą zestaw kosmicznych magnesów. Planowałam, że będziemy przyczepiały go na lodówce. Tymczasem zajął podłogę w pokoju. Tym samym nie pozostało mi nic innego jak pomalować ścianę farbą magnetyczną, co to ją kupiłam 1,5 roku temu.

Wiek: 5+ (może być 4+, a nawet 3+, jeśli dziecko jest zainteresowane tematyką albo potraktujemy magnesy jako ozdobę pokoju)
Cena: 68 zł
Dla kogo: starsze przedszkolaki, młodsza podstawówka
Ocena: zdecydowanie polecam, z powodu imponujących rozmiarów planet zabawa tym zestawem jest bardzo wciągająca

W zestawie Magnetyczny Kosmos znajdziecie prostokątną mapę naszego układu słonecznego nadrukowaną na folię samoprzylepną. Oznacza to, że możecie używać jej jak zwyczajnej kartki, albo gdzieś nakleić na stałe. Ja zastanawiam się nad kupnem teczki A4 lub A3 do przechowywania magnesów i naklejeniem schematu na zewnętrzną okładkę. Na razie trzymamy je w tekturowym opakowaniu (solidnym) w którym są sprzedawane.

Planet (doliczam też gwiazdę) jest 10. Do każdej oddzielny magnes z nazwą – swoją drogą piękna czcionka. I żebyście mieli choć trochę wyobrażenia o wymiarach zestawu to podam, że najmniejsza planeta ma 7 cm średnicy, a słońce 25 cm. Na swoje usprawiedliwienie dodam, że wymiary nie były podane na stronie, stąd myślałam, że to będzie ozdoba lodówki… Zresztą jak się powiesi JEDNĄ planetę z podpisem na lodówce, to naprawdę fajnie wygląda.

Nawet jeśli dziecko chce ułożyć gwiazdę i planety w odstępach symbolicznych (wiadomo, że żeby zachować proporcje odstępów planet trzeba by chyba wyjść na podwórko?), to i tak sporo miejsca jest do tego potrzeba. W grę wchodzi tylko podłoga, lub ściana pomalowana farbą magnetyczną. No chyba, że macie jakieś inne wielkie powierzchnie do których mogą przyczepić się magnesy, ale naprawdę nic nie przychodzi mi do głowy. Dach?…

W zestawie znajdziecie też kartkę z propozycjami zabaw. U nas na razie samo rozkładanie układu i próby właściwego dopasowania nazw są wystarczające. Choć Klara już bawiła się w „podróżujące zabawki”. Rzeczywiście, jeśli dziecko weźmie do zabawy jakieś drobne figurki czy mini maskotki, to mogą one spokojnie podróżować w kosmosie i lądować na planetach. Jak widać na zdjęciu Nisiek upodobał sobie Słońce. Nie spalił się, bo miał super nowoczesny kombinezon. Z rajstopek baletowych.

To co mnie zachwyca w zestawie to jego wielkość i realistyczne planety. Tego nie widać na zdjęciach, ale taki ułożony układ robi naprawdę niesamowite wrażenie. No i daję tradycyjny punkt za to, że choć nazwa firmy angielska, to produkt jest polski.

PS. Właśnie zadzwonił Michał, zamierza wziąć jutro wolne i malować kuchnię, bo tam zaplanowaliśmy ścianę magnetyczną (dawno, dawno, daaawno temu…). A myślałam, że będzie spokojny weekend i może w końcu wyjdę z tych wszystkich wirusów 😉