GDZIE NA WEEKEND Z DZIECKIEM: W drugiej części reportażu pokazuję dokładnie jakie w parku są atrakcje, żebyście mogli wybrać co chcecie zobaczyć i rozplanować się czasowo. No i niczego nie przegapić. Bo Bałtów to miejsce gdzie możecie spotkać podczas jednego wyjazdu na przykład: dziewięciometrową rybę pancerną (żyła w Polsce!), żubry i zamieszkującego podziemia węża giganta.
Dla kogo jest ten park rozrywki i na ile warto jechać pisałam w pierwszej części reportażu.
JURAPARK – Najważniejsza i największa część parku, która zajmuje teren 3,5 ha i mieści ponad 100 modeli dinozaurów (i nie tylko) naturalnej wielkości. Fascynująca, edukacyjna przygoda. Przejście całego parku to spory spacer. Ścieżkę wyznaczają ślady dinozaurów. Jest ona podzielona na okresy geologiczne. Wszystko jest bardzo dobrze opisane na tablicach. Jeśli ktoś naprawdę uczciwie przeczyta opisy i dokładnie obejrzy modele, spacer trwa dość długo. Po nim dzieci mogą wybiegać emocje na specjalnym placu zabaw. Pamiętajcie, że mając bilet (całodniowy) do Juraparku można wracać tyle razy, ile się ma ochotę. Po spacerze warto wejść do Muzeum Jurajskiego.
PREHISTORYCZNE OCEANARIUM – Nie jest to długa wycieczka i dobrze, bo w okularach 3D zawsze boję się, że rozboli mnie głowa. Ale w Oceanarium byliśmy kilka razy i zamarzyłam sobie takie na jednej ścianie w domu. Wpatrywałabym się godzinami. Klara zachwycona, zwłaszcza końcówką, której nie mogę Wam zdradzić, bo popsuję zabawę. Sumując cała nasza czwórka zgadza się, że to jeden z najmocniejszych punktów parku. Dlaczego? Bo oceanarium wygląda jak prawdziwe, ale „pływają” w nim prehistoryczne Megalodony, Mozazaury, Liopleurodony, itd. Wszystkie są w naturalnych rozmiarach. Wygląda to naprawdę niesamowicie. Prawdziwa uczta dla każdego wielbiciela dinozaurów. Zresztą dla wszystkich – chociaż raz w życiu warto zobaczyć.
Tu możecie obejrzeć próbkę oceanarium, oczywiście wrażenie jest zupełnie inne, kiedy te stworzenia przepływają obok nas i są wielkości samochodu.
ZWIERZYNIEC DOLNY – Część zwierzyńca „spacerowa”, czyli możemy go obejrzeć na własnych nogach, przechadzając się między wybiegami ptaków i mniejszych ssaków.
ZWIERZYNIEC BAŁTOWSKI – To już poważniejsza przygoda, bo przypomina trochę współczesne safari. Czyli jedziemy autobusem – takim jakie w amerykańskich filmach wożą dzieci do szkół – i oglądamy faunę. Na terenie zwierzyńca mieszka ok. 400 zwierzaków, które możemy podglądać w warunkach zbliżonych do naturalnych. Mieliśmy wielkie szczęście, bo trafiliśmy na czas, w którym rodzą się młode. Widzieliśmy całą masę maluchów różnych gatunków, w tym kucyka pijącego mleko i urodzonego chwilę przed naszym przyjazdem daniela. Musieliśmy się też zatrzymać, bo na naszej trasie rozsiadło się stado, które po chwili zbiegło zboczem zapewniając nam piękny widok. Cała wycieczka zajęła ok. 40 minut. Ta przejażdżka była najciekawszą częścią wyjazdu według Aleksego.
KRAINA KONI I OŚRODEK JAZDY KONNEJ – Nie korzystaliśmy, ale przyglądaliśmy się zajęciom z jazdy konnej. Na mniejszym parkurze jeździli początkujący, na większym już bardziej zaawansowani jeźdźcy. Klara i Aleksy sporo czasu spędzili w ogromnej stajni, gdzie z bliska oglądali przepiękne konie.
ŻYDOWSKI JAR – Niektórzy omijają tę atrakcję, bo są już zbyt zmęczeni na spacer. Ale to wielki błąd. Bo tam właśnie można odpocząć. Zwłaszcza w ciepły dzień, w wąwozie jest chłodno, cicho i spokojnie. Atrakcją są oczywiście ślady dinozaurów, ale sama wycieczka i piękne widoki też są bardzo przyjemne. No i jest cicho. Tylko jeśli po parku chodziliście w odkrytych butach, pamiętajcie, żeby je zmienić na zakryte (nie będę pokazywała palcem, kto poszedł w japonkach, ale naprawdę słabo mi się wspinało po kamieniach). Jest to typowy wąwóz, więc nie wjedziecie tam wózkiem.
SKANSEN PSZCZELI – Świetne dla dzieci, które nie widziały ula. Dla tych co widziały też, bo można tych zobaczyć kilka. A obok jest sklep w którym sprzedawane są miodowe wyroby. Nawet cukierki. Bardzo dobre. Na utrwalenie zdobytej wiedzy oczywiście.
SABATÓWKA – To miejsce musiałam obejrzeć samodzielnie, bo pierwszego dnia, kiedy to odmówiłam korzystania z dalszych rozrywek i padłam o 18.00, Aleksy poszedł połazić po parku, a Klara i Tata opanowali Sabatówkę. Co to ma wspólnego z dinozaurami? Też się zastanawiałam. Okazuje się, że ma bardziej z samymi Górami Świętokrzyskimi, w których podobno odbywały się Sabaty. Stąd Sabatówka odwołuje się trochę do wierzeń dawnych Słowian. Jest to rodzaj placu zabaw z animatorami (czarodzieje, czarownice itd.), którzy chętnie bawią się z dziećmi. Klarze tak się podobało, że chciała koniecznie wrócić tam jeszcze raz. Polecam na wieczorny relaks. Rodzic trochę odpocznie, dziecko się wybiega. W upalny dzień, we wcześniejszych godzinach, może być tam trochę za ciepło.
KINO 5D– Bawiłam się cudownie! Hm, wróć, znaczy: dzieci się bawiły. No dobrze, ja chyba najbardziej. Choć Klara też zachwycona. Całą czwórką głosujemy za filmem „Tajemnicze podziemie” (czas trwania 6 minut), ale uprzedzam, Klara jest dość odważna, ale młodsze dzieci mogą się nieco przestraszyć, więc lepiej pokazać im „Robin Hood’a” (8 minut). I jeszcze jedno – jeśli podczas seansu będziecie przechylali się na prawo, żeby być bliżej dziecka, które pewnie się będzie bało (a jednak się nie bało), to dostaniecie wodą centralnie w prawe oko. Ja w każdym razie dostałam. Trzy razy. Ale i tak chętnie to powtórzę.
A tu znalazłam dla Was reklamę filmu „Tajemnicze podziemie” żebyście mogli sami ocenić, czy maluch się nie przestraszy.
ROLLERCOASTER – to z kolei jedno z ulubionych miejsc pozostałej trójki. Jeździli po 10 razy i gdybyśmy nie byli zapisani na wycieczkę po Bałtowskim Zwierzyńcu, pewnie jeździli by dalej. Ja też się przejechałam skuszona ich szaleństwem i żałuję, że jednak nie wcześniej, bo chętnie bym to powtórzyła. Trasa jest świetna, bo prowadzi wśród zieleni, a nie jak większość podobnych kolejek – po konstrukcji w środku wesołego miasteczka. Świetna zabawa. Małe dzieci mogą jechać z rodzicem. Przejazd trwa nieco ponad 3 minuty. Spróbujcie koniecznie.
W ciągu tych dwóch dni nie starczyło nam czasu na: spływ tratwami, spływ kajakami ani przejazd Tyrolką. Nie skorzystaliśmy też z Parku Rozrywki, nie kąpaliśmy się w Kamiennym Oku, nie jeździliśmy konno, nie pływaliśmy zabawkami wodnymi. Ufff. Teraz widzę, że jakby to wszystko zsumować, to mógłby być całkiem przyjemny trzeci dzień pobytu.
Tyle zmieściło się we wpisie na dziś, w trzeciej części przeczytacie: CO JEŚĆ, GDZIE SPAĆ I ILE TO WSZYSTKO KOSZTUJE. I dlaczego chcielibyśmy wrócić do Bałtowa w środku zimy.
A na zakończenie zdjęcie z pięknego, starego młyna napędzanego turbiną wodną, który można zwiedzać i trochę odsapnąć w jego chłodnym, starym wnętrzu.
*GDZIE NA WEEKEND Z DZIECKIEM to akcja ZABAWKATORA– reportażowa – pokazująca miejsca, do których można wyjechać z dziećmi na 2-3 dni. Ideą jest rodzinny, ciekawy wyjazd, który pomoże się rozerwać, zacieśniać więzi i budować zaplecze wspólnych, dobrych wspomnień rodzinnych, nie tylko w układzie rodzice-dzieci, ale też między rodzeństwem. Chcę pokazać wyjazdy KROK PO KROKU. Żeby ci rodzice, którym podoba się pomysł, a nie mają czasu na planowanie, mieli gotowca do ściągnięcia.
Byliśmy w Bałtowie kilka kilka tygodni temu. Wracając od rodziny wpadliśmy na jeden dzień a dopiero teraz zobaczyłam ile rzeczy przegapiliśmy!!!! Na szczęście dzieci i tak chciał jechać jeszcze raz to wszędzie pójdziemy!
Super to wygląda. Mam urlop dopiero we wrześniu to wcześniej pojedziemy do Bałtowa chociaż na dwa dni, żebyśmy mieli coś z wakacji. Dzięki za podpowiedź. P.
ftrerr
patrząc na fotografie to wydaje się być to bardzo przyjemne miejsce, trzeba będzie się wybrać na wiosnę:)