GDZIE NA WEEKEND Z DZIECKIEM: Co z jedzeniem – brać swoje, czy kupić na miejscu? Czy warto nocować na terenie parku? I ile to wszystko kosztuje? Czyli trzecia część reportażu z wyjazdu do Bałtowa.
Napisałam już o tym jak się zaplanować, czyli na ile dni warto jechać do parku. Opisałam dokładnie dostępne atrakcje: co tak naprawdę można w Bałtowie robić . Pora na małe podsumowanie.
Jura Park Bałtów pozytywnie nas zaskoczył. Zwłaszcza ja – matka nielubiąca placów zabaw – byłam mocno zdziwiona. Możliwe, że częściowo wynikało to z mojego nastawienia – myślałam, że takie miejsce w Polsce będzie bardziej plastikowe, hałaśliwe i męczące. Tymczasem bawiłam się bardzo dobrze, a jak miałam dość (ale dopiero o 18.00) to grzecznie poszłam do pokoju. A zaznaczam, że były to dwa dni wielkich upałów, więc tym bardziej mogłam się wymarudzać.
W parku znalazł dla siebie rozrywki też nasz nastolatek, co jest wielkim plusem, bo im jest starszy, tym bardziej mi zależy na tym, żebyśmy nie musieli rozdzielać się na wyjazdy. A nie jest to łatwe przy dziewięcioletniej różnicy wieku między dziećmi. Każdy wspólny, udany weekend bardzo mnie cieszy. Nie dość, że jesteśmy razem i dobrze się bawimy, to jeszcze zbieramy rodzinne wspomnienia, które – mam nadzieję – pomogą nam zachować dobre relacje, kiedy Aleksy będzie dorosły (histeryzuję umiarkowanie, kiedy to piszę).
CO BY TU ZJEŚĆ?
Na terenie parku można wszystko kupić – śniadanie, obiad, kolację i oczywiście masę słodyczy. Są gofry, są mrozimózgi. Czyli to, co przy takich okazjach jest dostępne.
Śniadanie. Przede wszystkim cztery zestawy na cztery osoby to jednak za dużo (zestawy po 12 zł). Najedliśmy się jak bąki i zrobiliśmy kanapki na drugi posiłek.
Co do obiadów to zdecydowaliśmy się na opcję „taśmową” 3,5 zł za 100 gram. Czyli bierzesz tacę, komponujesz zestaw, stawiasz na wadze i płacisz. To nasza ulubiona forma posiłku, od kiedy mamy dzieci. Wiem, cena za gramy niewiele mówi, ale wychodziło tak, że za cztery obiady z napojami płaciliśmy w granicach 60 zł. I było smacznie. W porównaniu z Legolandem, było naprawdę smacznie (tam ledwo udało nam się coś zjeść – pisałam o tym TUTAJ).
I tak dla przykładu ryba była całkiem niezła (choć w panierce). I kurczak. I surówki. Pyzy nie, ale od dzieciństwa i babcinych pyz tak naprawdę nie jadłam dobrych, więc nie wiem czy można mnie w tej kwestii traktować poważnie. I tu powinny być zdjęcia, ale nie zrobiłam – po raz kolejny widać, że daleko mi do prawdziwej blogerki, skoro nie portretuję tego co jem. Następnym razem. Może.
Niezdrowe przekąski – standard – ale muszę powiedzieć, że gofry są świeżo pieczone i ze śmietaną nie_w_sprayu, więc mniam.
Ważne: tuż przy wjeździe do parku jest spory sklep, chyba sieci Groszek, więc można zrobić dowolne zakupy spożywcze.
JAK WYPADŁ NOCLEG?
Otóż nocleg był tym, co spodobało nam się najbardziej. Nie żeby wypadł fajniej od zabawy w parku, ale spodziewaliśmy się czegoś znacznie mniej komfortowego. Nocowaliśmy w dwóch, dwuosobowych pokojach na poddaszu. W każdym była łazienka, lodówka, TV – przy czym mini lodówka najważniejsza, w razie jakby ktoś chciał wziąć własne jedzenie, to proszę bardzo, można. Pokoje, jak i cały domek, były czyste i fajnie urządzone.
Bałtowskie domki gościnne znajdują się na niedużym wzniesieniu, dzięki czemu częściowo widać z nich park, ale co ważniejsze piękne otoczenie, czyli zazielenione drzewami wzniesienia. Tuż obok każdego budynku jest miejsce na zaparkowanie samochodu, więc nie trzeba ganiać na parking. Plus.
Właściwie to właśnie komfortowe warunki noclegowe zdecydowały o tym, że chcemy wrócić do Juraparku zimą. Bo jeszcze o tym nie pisałam, ale można tu jeździć na nartach! I jak się przyjrzeliśmy trasom, to będzie to idealne miejsce na pierwsze lekcje nart dla Klary.
Próby pierwszych wyjazdów na narty Klary podjęliśmy dwa razy – raz Kla dostała na drugi dzień wyjazdu wirusowego zapalenia płuc – musieliśmy wrócić całą czwórką do domu (Kla uczciwie podzieliła się wirusem ze mną). Drugim razem rozchorowała się PRZED samym wyjazdem, więc chłopcy pojechali bez nas. Dlatego takie krótkie-bliskie narty w Bałtowie mogłyby być dla nas naprawdę dobrym rozwiązaniem.
A ILE TO W OGÓLE KOSZTUJE?
Bilety można dobierać w zależności od tego co chcecie zobaczyć – cały park, wybrane atrakcje? Jest kilka typów wejściówek, więc trzeba je dobrać do tego jak zaplanowaliście pobyt. Cały, szczegółowy cennik znajdziecie TUTAJ.
Jeśli jednak planujecie zobaczyć wszystko i jechać rodzinnie, to polecam PAKIETY, ale najbardziej BILET KOMPEKSOWY rodzinny „2+2” na jeden dzień – koszt 230 zł. Przy czym warto wiedzieć, że dzieci do lat 4 wchodzą za DARMO. Więc jeśli przyjeżdżamy z takimi maluchami, lepiej kupić dwa bilety normalne dla rodziców (dwa razy 75 zł).
Jeśli będziecie decydowali się na pakiety sprawdźcie dokładnie co jest w nich dostępne, ponieważ TYLKO bilet kompleksowy zapewnia dostęp do wszystkiego, np. do przejazdów bez limitu Rollercoaster, urządzeń w Parku Rozrywki, Kina 5D.
Jak widzicie trzeba samemu wejść w cennik z linka i dobrać najkorzystniejszą opcję. Warto też przeczytać od razu regulamin parku.
Podobnie warto sprawdzić TUTAJ CENY NOCLEGÓW, które zależą od domku, długości pobytu i sezonu – od 40 do 110 zł za dobę od osoby dorosłej. Przy czym w przypadku jednego, dwóch noclegów ceny zaczynają się od 50 zł/doba za osobę dorosłą.
*GDZIE NA WEEKEND Z DZIECKIEM to akcja ZABAWKATORA – reportażowa – pokazująca miejsca, do których można wyjechać z dziećmi na 2-3 dni. Ideą jest rodzinny, ciekawy wyjazd, który pomoże się rozerwać, zacieśniać więzi i budować zaplecze wspólnych, dobrych wspomnień rodzinnych, nie tylko w układzie rodzice-dzieci, ale też między rodzeństwem.
Chcę pokazać wyjazdy KROK PO KROKU. Żeby ci rodzice, którym podoba się pomysł, a nie mają czasu na planowanie, mieli gotowca do ściągnięcia.
Jestem zdziwiona wysokim standardem domków i oczywiście mile zaskoczona. Myślę, że to bardzo fajne miejsce na weekendowy wypad. Cieszę się z tych reportaży, bo często mamy problem, gdzie na szybko zabrać Tymka, żeby miło spędzić czas 🙂 DZIĘKUJEMY
Wszystko super, tylko my się już na pakiet rodzinny nie łapiemy – Duży ma 21 lat, więc jest traktowany jak zwykły dorosły, a nie nasze dziecko 😉 Tak jest w większości miejsc, więc albo bierzemy opcje
Przyznam, że też tego nie rozumiem. Czasem nasz 15 już jest liczony jako dorosły 😉