BYĆ JAK SZWEDZKA MATKA – tekst dla Foch.pl

Chcesz mieć zdrowe dziecko? Wyrzuć je z domu. Niby wiemy, że zdrowego, małego człowieka można wychować wyłącznie „przy użyciu” dużej dawki świeżego powietrza, a jednak jesienią i zimą większość dzieci nie spędza zalecanych dwóch godzin dziennie poza ścianami budynków.

UWAGA! W tekście znajdziecie ilustracje z cudownej, szwedzkiej – jakżeby inaczej – książki dla dzieci „Pobawimy się” autorki, którą kochamy zgodnie w naszym domu Piji Lindenbaum, wydanej przez Zakamarki. Jeśli książki nie znacie, możecie przeczytać o niej i obejrzeć środek TUTAJ.

Ania_Oka_ 1 Szwedzka książka Pobawimy się Pija Lindenbaum

Zawsze jesienią, w okolicach pierwszych, szkolno-przedszkolnych infekcji dzieci, postanawiam, że w tym roku będziemy godzinami hartować się na świeżym powietrzu. A potem przychodzi jesień. Nie ta złota. Ta późna – chłodna. Ciemność nadciąga tuż po szesnastej a wraz z nią poczucie, że zamiast wyjść, lepiej usadowić się niedaleko kanapy. Przecież czeka na nas tyle puzzli, gier, książek. Poza tym – nie oszukujmy się – w tygodniu większość z nas czas na spacer z dzieckiem ma po osiemnastej. No z ręką na sercu: nie chce się…

W takich sytuacjach zawsze przypominam sobie czym zachwyciła mnie Szwecja. Otóż były to szwedzkie matki. Ojcowie też, ale matek poznałam zwyczajnie więcej, więc dziś o nich, wybaczcie panowie. Matki, które pozwalały dzieciom siedzieć w ogródkach podczas regularnej ulewy. Bawić się w błocie po kolana na naturalnym placu zabaw. Biegać w krótkich spodenkach gdy ja narzucałam kurtkę i szalik. Do tego niektóre oddawały swoje pociechy do przedszkoli w których maluch spędzały cały dzień na zewnątrz.

Ania_Oka_ 2 Szwedzka książka Pobawimy się Pija Lindenbaum

SZWEDZKA MATKA WODOODPORNA

Szwedzkie matki miałam okazję „podejrzeć” ponad dekadę temu. Od razu urzekło mnie ich podejście do codziennej aktywności „na zewnątrz”, a przede wszystkim przygotowanie na każdą pogodę. Pamiętam, że największe wrażenie zrobiły na mnie… garaże i sutereny domków jednorodzinnych wypełnione sprzętami do pielęgnacji ogrodów, ale też sportowymi i – nazwijmy to – spacerowymi. Czyli dosłownie walały się tam sterty rolek, piłek, nart przeróżnej długości, wioseł, kamizelek, rakiet wszelakich, spodni od gumowych po ocieplane, kurtek, peleryn przeciwdeszczowych, okularów, gogli, płetw, kaloszy od krótkich do rybackich, wiatrówek, spodenek na rower – no wszystkiego było pełno i w każdym rozmiarze.

I większość tego była wykorzystywana. W ciągu tygodnia, niezależnie od pogody, widziałam rodziców, ale głównie jednak mamy (albo były to opiekunki), z dziećmi na spacerach, placach zabaw czy rowerach. W deszczu też. Zimą nie wiem, nie byłam. W weekendy to już w ogóle, wyciągano sprzęty sportowe, pakowano i wjeżdżano na cały dzień. No i mam wrażenie, że dzieci na niepogodę były po pierwsze – częściej wypuszczane z domu, a po drugie – mniej ocieplane warstwami ubrań. Choć przy drugim nie jestem taka pewna, może były to ubrania z innych tkanin i dlatego dzieci w zimne dni nie przypomniały Pi i Sigmy?

Ale to nie wtedy uknułam określenie „szwedzka matka”. Dopiero chwilę potem, jak sama zostałam mamą i zobaczyłam jak bardzo mi się nie chce wychodzić z dziećmi podczas niepogody. Na przykład w deszczowy dzień. Bo tak: najpierw musisz skompletować cały strój w sklepie, kalosze w pewnym momencie kupujesz nawet dwa razy w roku, bo tak szybko rosną stopy dziecka. Potem musisz to wszystko wcisnąć na swoje szczęście, któremu zaraz zachce się siusiu. Wychodzicie na spacer – ty już spocona i wcale nie masz ochoty wyłazić na ten ziąb – a dziecko po 3 minutach ma wodę w kaloszu i trzeba wrócić zmienić skarpetki… Niby nic strasznego, ale załóżmy, że masz tych małych dzieci dwójkę, albo trójkę.

No i zawsze jak mi się tak strasznie nie chce, na przykład odprowadzić córki na piechotę do przedszkola, to właśnie przypomniałam sobie te szwedzkie matki.

Ania_Oka_ 3 Szwedzka książka Pobawimy się Pija Lindenbaum

JESZCZE WIĘCEJ ŚWIEŻEGO POWIETRZA

W ogóle Szwedzi kojarzą mi się się z obsesją świeżego powietrza. To ich wieczne wietrzenie sypialni na przykład. Te niskie temperatury w domach. No i w Szwecji właśnie zobaczyłam po raz pierwszy dwie rzeczy, które uważam za idealne do zaadaptowania u nas. Na pewno kiedyś napiszę o tym więcej, ale dziś muszę choć wspomnieć, bo nie wytrzymam.

Po pierwsze: NATURALNE PLACE ZABAW. Powoli pojawiają się i w Polsce. Nie znalazłam danych statystycznych, ale procentowo naturalnych placów zabaw wciąż musi być u nas mało, ponieważ od kilku lat czujnie nasłuchuję czy nie pojawia się jakiś w okolicy – nawet tej dalszej – i nic.

Naturalne place zabaw, które miałam okazję zobaczyć w Szwecji były przeważnie częścią parku, ale oglądałam też dwa, wydzielone w dzielnicy domków jednorodzinnych. I te właśnie przykuły wówczas moją uwagę. Nagle wśród domów i ulic pojawił się spory kawałek ogrodzonej… łąki. Łąka miała kilka pagórków, kilka drzew, masę krzaków. Nie było na niej zabawek, za to leżały pnie drzew, belki, stały wielkie głazy, znalazła się też wydzielona część z grządkami kwiatów. Z jednej strony wysypano jaśniejszy piach, a obok wystawały z ziemi dwie proste rurki zakończone kranami. Do „mycia, picia i robienia błota” – jak dowiedziałam się od mojej przewodniczki.

CAŁY TEKST MOŻECIE PRZECZYTAĆ TUTAJ

Ania_Oka_ 4 Szwedzka książka Pobawimy się Pija Lindenbaum

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Website

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.