Tak naprawdę to dzisiejszy tytuł artykułu powinien brzmieć: czy zwierzęta puszczają bąki i jak można wykąpać się w drzewach. Ponieważ poza nowością popularnonaukową dla dzieci „Czy to pierdzi. Sekretne (gazowe) życie zwierząt”, pokazuję też książkę, która ukaże się w połowie kwietnia „Shinrin-yoku. Sztuka i teoria kąpieli leśnych”. Oba tytuły – moim zdaniem – powinny zasilić rodzinne biblioteczki. Dlaczego? Dowiecie się czytając artykuł, lub oglądając spotkanie z książką live. Zapraszam.
🔴 🔴 Tu możesz obejrzeć recenzję w postaci VIDEO spotkania z czytelnikami. Znajdziesz tam też informacje o tym, jak udało mi się zbudować naszą odporność (ma to związek z książką, którą pokazuję) ➡ KLIK.
CZY ZWIERZĘTA PUSZCZAJĄ BĄKI?
SEKRETNE (GAZOWE) ŻYCIE ZWIERZĄT
Nick Caruso, Dani Rabaiotti, ilustracje Ethan Kocak
oprawa: twarda, strony: 144, cena okładkowa: 29,99 zł
wydawnictwo: Insignis
Powstanie tej książki to niewinny przypadek. Ot, ktoś na rodzinnym spotkaniu rzucił pytanie „czy węże puszczają bąki?”. Tyle, że zadał je biolożce, którą temat tak zainteresował, że podała go na swojej grupie naukowej na Twitterze. I tak społeczność ekologów i zoologów zaczęła się mierzyć z tematem „czy zwierzęta puszczają bąki” i dzielić wiedzą o gazowym życiu zwierząt. Wiecie co się okazało? Że pytanie o puszczanie bąków jest… jednym z najczęściej zadawanych badaczom zwierząt!
Naukowcy zaczęli zbierać i systematyzować informacje na ten temat, a Nick i Dani zebrali je w postaci książki dla dzieci. Dla dzieci, czy dla rodziców? To pytanie może być kolejnym tematem do zbadania przez specjalistów, bo skoro to rodzice są na pierwszej linii strzału, jeśli chodzi o pytania: czy śledź puszcza bąki? A ptaki? A żółwie i żaby? No więc, czy jest to książka napisana ku rozrywce dzieci, czy raczej aby ratować zdrowe zmysły rodziców? Pozostawiam do rozważenia, a tymczasem sami sprawdźmy, czy zwierzęta puszczają bąki.
Zacznijmy od szaty graficznej. Proste, czarno–białe ilustracje nie rozpraszają uwagi, a mogą być przykuwającym uwagę dodatkiem dla bardziej rozproszonych czytelników. Okładka w kolorze, z obrazującym tytuł rysunkiem zdegustowanych zachowaniem towarzysza rybek. Od pierwszego rzutu okiem nie mamy wątpliwości, jakich tematów dotyczy ta naukowa analiza.
Co znajdziemy w treści? Opis 80 zwierząt pod kątem: puszczają bąki czy nie, a jeśli nie, to dlaczego? Poza tym dowiemy się jakie czynniki wpływają na puszczanie gazów. Jak zmienia je jedzenie, budowa zwierzaka, czym są bąki, kto zamiast je puszczać wymiotuje, a kto nimi… rozmawia?
Temat został bardzo jasno i elegancko opisany. Jest też trochę humoru, ale na szczęście nie za dużo, bo bałam się, że autorzy pójdą w kierunku żarcików (gazowe życie samo się o to prosi), ale nie. Mamy dużo przystępnie podanych, merytorycznych informacji. Są ciekawostki zapadające w pamięć, oraz takie, którymi kilkuletni badacze zwierząt mogą śmiało błysnąć w towarzystwie. Oczywiście używając odpowiedniego języka. No właśnie, skoro przy języku jesteśmy. Wiecie, że…
…TYTUŁ KSIĄŻKI PODZIELIŁ ŚWIAT CZYTELNICZY
NA DŁUGO PRZED JEJ PUBLIKACJĄ?
A to z powodu użycia w nim słowa „pierdzi”. Przyznam, że jest to moje absolutnie nieulubione słowo, użyłam go w życiu ledwie kilka razy, w tym dwa będąc gościem u Pomysłowej Mamy ➡ KLIK. Przeżyłam, choć dzieci zakładały się, że nie powiem. Tak, ja akurat bym wolała „czy zwierzęta puszczają bąki/gazy” – może nie tak precyzyjne, ale milsze dla moich uszu.
Ale czy z powodu słowa, którego nie lubię, pozwolę sobie i dzieciom przegapić książkę? Nie. Dla nas to żaden problem, domownicy wiedzą, że używamy innych określeń. Właściwie to nawet dodatkowa okazja, żeby sobie o tym przypomnieć.
I tu od razu wyjaśnię, dlaczego w swoich poleceniach książkowych uparcie pomijam bestsellerowego „Pana Pierdziołkę”, o którego tak często pytacie. Nie, nie z powodu tytułu! Zwyczajnie treść utworów w Panu Pierdziołce jest dla mnie zbyt – czy ja wiem – przaśna? Nie zła, obraźliwa, frywolna, tylko właśnie przaśna, a tego akurat w literaturze nie lubię. Jak widzicie każdy ma swoje punkty zapalne.
Co do „Czy to pierdzi” to widzę jeden zasadniczy plus. Przyciągnie oko nawet bardzo, bardzo, baaardzo opornych czytaczy. Bo – nie oszukujmy się – przy tego rodzaju tytułach nie chodzi o pozyskanie dzieci, które i tak już czytają, ale o te, które książki uważają za nudę i bezsensowny obowiązek. Spojrzą i pomyślą: „No niemożliwe, dorośli NIGDY by na taki tytuł nie pozwolili!”. Uhm, mamy wśród dzieci takie egzemplarze, że najlepszym wabikiem jest dla nich posmak rebelii przeciw zasadom, dorosłym, grzeczności itd.
A teraz zapraszam, rzućcie okiem do środka książki.
SHINRIN-YOKU. SZTUKA I TEORIA KĄPIELI LEŚNYCH
dr Qing Li, wydawnictwo: Insignis
Jak tylko zobaczyłam zapowiedź tej książki, poczułam, że muszą ją mieć od razu. A że ma premierę dopiero w połowie kwietnia, napisałam do pani z wydawnictwa historię swojego życia (no prawie). Ale historię mojej dziecięcej astmy – a chorowałam na nią w czasach, gdy nie było takich leków jak dziś, oraz historię astmy Klary i tego, jaką rolę w naszym leczeniu odegrała natura, czyli drzewa, spacery i chodzenie boso. Pani była tak miła, że wysłała mi prebook książki, czyli coś jak wydruk próbny, przed ostatnimi korektami, do celów marketingowych z wielkimi dopiskami „nie na sprzedaż”. Tak przy okazji – nie wyobrażam sobie, żeby ktoś chciał sprzedawać prebook książki, czyli coś, co ma bardzo mało osób.
Treść badań z całego świata mogłabym streścić tak: jeśli nie masz kontaktu z drzewami, zaczynasz szybciej się starzeć, chorować i UMIERASZ. Ale ponieważ umysł ludzki nie wierzy w takie oczywiste i proste przekazy, więc postaram się podać nieco lżejszych informacji.
Przede wszystkim jest to książka uświadamiająca i motywacyjna. Owszem, poznajemy tu kulturę, zwyczaje i przyrodę Japonii, ale jest to tylko tłem do analizy wpływu drzew na życie człowieka. NAWET NIE PRÓBUJCIE PRZERYWAĆ TERAZ CZYTANIA. To nie jest ekobełkot.
Wszystkich nas uczono, że drzewa to życie ludzi. Ale chyba nie za bardzo się do tego przykładano. Bo kojarzymy, że faktycznie – GDZIEŚ muszą być drzewa, bo drzewa to tlen, a ludzie muszą oddychać. Kropka.
Tymczasem drzewa muszą być obok nas. Nie tylko z powodu tlenu, ale wielu innych sposobów oddziaływań na człowieka. Dlatego wszystkie cywilizowane kraje właśnie w tej chwili przeznaczają konkretne pieniądze na nasadzanie lasów, ale przede wszystkim zieleni miejskiej. Naukowcy wraz z analitykami robią konkretne wyliczenia, ile dane państwo oszczędza na leczeniu ludzi, jeśli żyją oni i są leczeni wśród zieleni.
Kiedy przeczytacie tę książkę, dowiecie się jak drzewa wpływają na nasze zdrowie (a ich brak na choroby), wydłużają życie, poprawiają kondycję psychiczną i fizyczną, uspakajają, zwiększają wydajność pracy, umiejętność zapamiętywania, czy kreatywność, a także odporność na stres. Dowiecie się też wielu innych rzeczy, ale nie chcę wszystkiego punktować.
I teraz najważniejsze: DLACZEGO KAŻDY RODZIC POWINIEN PRZECZYTAĆ TĘ KSIĄŻKĘ? Żeby mieć świadomość, jak wiele może dać swoim dzieciom, nie płacąc za to ani złotówki.