Taka mała plansza a można grać i pół godziny. „Pędzące jeże” to naprawdę dobre wprowadzenie do gier bardziej skomplikowanych, bo chociaż wygląda niewinnie i dziecinnie, to jednak wymaga koncentracji i przewidywania konsekwencji.
Wiek: 6+
Dla kogo: dziewczynki, chłopcy
Cena: 58,4 zł
Gracze: 3-5
Ocena: polecam
PĘDZĄCE JEŻE
Każda rozgrywka ma tyle rund, ilu jest graczy. Runda kończy się kiedy jeden z jeży dotrze do ostatniego pola. Wtedy też liczy się punkty (po każdej rundzie). W ogóle dla młodszych dzieci gra jest bardzo dobrym ćwiczeniem na liczenie. I na trenowanie strategii, bo „Pędzące jeże” wbrew pozorom nie polegają na tym, kto pierwszy dobiegnie do mety.
Poważnie, tu nawet gracze nie mają własnych pionków. Każdy gracz może poruszać się każdym pionkiem – wszystko zależy od tego, jakie karty trzyma w dłoni. Nie będę opisywała szczegółowo zasad gry, bo sama nie przepadam za czytaniem instrukcji w recenzjach, ale oczywiście jeśli chcecie to TUTAJ możecie pobrać oryginalną instrukcję z gry.
Gra ma dwa warianty: podstawowy i zaawansowany. Zaawansowanego próbowaliśmy raz, ale Klara (5,5 lat) wolała zostać przy podstawowym. Myślę, że na zaawansowany mamy jeszcze czas.
Co znajdziemy w pudełku „Pędzące jeże”: niewielką planszę, 36 okrągłych żetonów z kartonu, 55 karty i cztery drewniane figurki jeży. Przy czym figurki jeży – jak zwykle przy elementach drewnianych gier – Klara wykorzystuje też do innych zabaw.
Jest to kontynuacja hitu „Pędzące żółwie”, który jest grą dla młodszych dzieci (ale niewiele, bo polecana od 5+). Ja w tę grę nie grałam, ale Klara w wakacje chadzała na rozgrywki planszowe i tam sobie „Pędzące żółwie” upodobała.
I na zakończenie – gra „Pędzące jeże” jest niewielka, pudełko ma 20x20x5cm. Spokojnie wrzucimy ją do plecaka, czy torebki i zabierzemy na plac zabaw. Po co zabierać planszówkę na świeże powietrze na którym dziecko powinno się raczej wybiegać? Otóż bywają ku temu naprawdę dobre powody, ale zanim o tym przeczytacie, zobaczcie jak dokładnie wygląda nasza dzisiejsza gra:
GRA JAKO ELEMENT PROSPOŁECZNY
Trochę żartuję, a trochę nie. U nas gry planszowe świetnie sprawdziły się w przypadku Aleksego, kiedy to lata temu ułatwiały mu nawiązywanie kontaktów towarzyskich na placach zabaw, czy wakacyjnych wyjazdach.
Wiem, że są dzieci, które znajomości nawiązują w sposób bezpośredni „Cześć, jestem Klara, chcesz się pobawić w miłe zombie?”. Tak właśnie sprawy rozwiązuje Kla, co jest o tyle dziwne, że wcale nie jest dzieckiem śmiałym, raczej wesołym wrażliwcem. A jednak dzięki uprzejmości i wrodzonemu instynktowi społecznemu, daje sobie radę w sposób najprostszy z możliwych.
Tymczasem Aleksy jako mały chłopak albo był zbyt zajęty na nawiązywanie znajomości, albo stosował metodę „na satelitę” co było czasochłonne i nie zawsze skuteczne. Na przykład, kiedy już zatoczył krąg odpowiednio blisko dzieci z którymi chciał się pobawić, one musiały iść do domu.
Sytuacja zmieniła się kiedy zaczęliśmy nosić na plac zabaw grę planszową. Wyglądało to tak – zaczynamy grać na ławce i za chwilę przystaje przy nas jedno dziecko, potem drugie, trzecie. Po chwili wszyscy grają razem. Jakieś 10 minut. Potem odbiegają razem z Aleksym, a ja składam grę i wyciągam książkę <3
To samo rozwiązanie sprawdzało się na wyjazdach wczasowych. Aleksy wychodził z grą pod pachą i po chwili miał towarzyszy zabaw na resztę naszego urlopu.
PS. Z moich obserwacji wynika, że podobne działanie magnetyzująco-towarzystkie mają słodkie przekąski, ale wolimy gry, prawda?
Haha! Pobawimy się w zombie? Jak bym słyszała mojego Kacpra 🙂 gra jak tylko się pojawiła wpadła mi w oko a teraz jeszcze bardziej ją chcę 🙂 gry zazwyczaj zabieramy na wakacje i z podobnymi efektami się spotykamy 🙂
Z tej serii lubię pędzące żółwie i świetnie się z dziećmi gra w tę grę. Podobnie lubię niekiedy zagrać z dzieciakami w Dobble ale dzieci się wyjątkowo szybko uczą przy planszówkach i często przestają one być one wystarczające. Dlatego staram się co jakiś czas ruszać Carcassonne – czyli budowanie zamków oraz StoryCube, które rozwijają dziecięcą wyobraźnię. Te ostatnie sprawdzają się też świetnie w moim przypadku kiedy opowiadam historie po angielsku. W tym wypadku jestem jak dziecko, a kostki wymuszają na mnie mówienie, które jest u mnie kulą u nogi…
U nas też, jak u Klary, nawiązywanie znajomości jest ekspresowe. Co więcej – syn od razu podaje adres, nazwisko i dane szczegółowe o rodzinie 😉 dobrze, że PINu do karty płatniczej nie zna 😉 Pędzące mam na oku od jakiegoś czasu, mam nadzieję, że wkrótce pojawią się w naszym domu